Tak ciężko dawno nie było. W wyjściowym składzie Andrespolii zabrakło 5 piłkarzy z podstawowego składu. Kamil Gumel i Mateusz Turek pauzowali za kartki, Hubert Mikołajczyk się rozchorował a Filip Kolad i Marcin Lipski nie mogli grać z powodów osobistych. Na ławce siedział też z niezaleczoną do końca kontuzją Norbert Dulas.
Mecz zaczął się bardzo źle dla Wiśniówki. Już w pierwszej akcji mogło być 1:0 dla Włókniarza. W idealnej sytuacji znalazł się na 5 metrze niekryty przez nikogo Przemysław Cebrzyński. Ale też był tak zaskoczony sytuacją w jakiej się znalazł, że uderzył niezbyt pewnie i piłka minęła o 1,5 metra prawy słupek bramki Dawida Kulpy. Jednak „Niebiescy”, bo w takich strojach grali dziś piłkarze Andrespolii nie wyciągnęli wniosków z tej sytuacji. W 8 minucie po rzucie rożnym Mordalskiego piłkę w siatce gospodarzy umieścił głową Krystian Sut. Nad boiskiem w Wiśniowej Górze zapachniało niespodzianką. Trener Karasiński nakazał rozgrzewkę wszystkim zawodnikom z ławki rezerwowych.
Andrespolia próbowała atakować ale zupełnie jej to nie wychodziło. Goście nastawili się na odbiór piłki w środkowej strefie boiska i szybkie kontry które sprawiały zagrożenie w rejonie pola karnego gospodarzy. W 11 minucie pomocnik Włókniarza Łukasz Workiert zagrał na prawo do Tomasz Łabuza który na szczęście przepuścił piłkę. Na domiar złego w 14 minucie boisko z powodu naciągnięcia mięśnia dwugłowego boisko musiał opuścić Przemek Wilk. W jego miejsce wszedł Konrad Puchalski.
Z czasem zespół z Wiśniowej Góry coraz częściej przedostawał się w rejon pola karnego gości co powodowało zamieszanie w ich szeregach defensywnych. Obrońcy Włókniarza często wybijali piłki na oslep ale nasza drużyna nie potrafiła tego wykorzystać. W 18 minucie na rajd [prawą stroną zdecydował się Damian Kopa który minął obrońcę i w polu karnym miał przed sobą tylko bramkarza. Zawodnikowi z Konstantynowa pozostało tylko sfaulowanie naszego napastnika za co sędzia podyktował rzut karny pewnie wykonany przez Witka Kurzawę. Można było troszkę odetchnąć.
Jednak po tej bramce na boisku niewiele się zmieniło. Gra toczyła się głównie w środku pola a żadna z drużyn nie stworzyła sobie klarownej sytuacji. Jedynie warta odnotowania była akcja Andrespolii w 36 minucie i ładny choć niecelny strzał Niżnikowskiego z trudnej pozycji który przeszedł pół metra nad poprzeczką.
W 47 minucie doszło do groźnego starcia Jaśkiewicza z Sochą. Nasz piłkarz wyskoczył do góry i wybił piłkę na aut. Do piłki skakał również zawodnik Włókniarza, jednak jego interwencja była spóźniona i trafił Marcina w twarz rozcinając mu skórę tak, że ten musiał jechać do szpitala na założenie szwów. Ta sytuacja była zupełnie niepotrzebna biorąc pod uwagę środek boiska oraz to, że zupełnie nie zagrażała bramce gości. Opatrywany przez lekarza Jaśkiewicz chciał kontynuować grę jednak sztab szkoleniowy zdecydował się na dokonanie zmiany. W 55 minucie na boisku pojawił się debiutujący w zespole Andrespolii Konrad Jankowski i jak się później okazało było to pokerowe zagranie trenera Karasińskiego. W 60 minucie właśnie Jankowski dopadł do bezpańskiej piłki i płaskim silnym strzałem po ziemi zdobył prowadzenie dla swojego zespołu. Jak się później okazało była to bramka na wagę trzech punktów.
Walka na boisku coraz bardziej przypominała futbol amerykański. Co chwila na murawie lądowali zawodnicy to jednej, to drugiej drużyny. Trzykrotnie musiał korzystać z pomocy lekarskiej grający z chorym barkiem Adam Chyliński który obok Rafała Kępki był najpewniej grającym naszym obrońcą.
W 69 minucie przed szansą na wyrównanie stanęli goście po akcji lewą stroną Bartosika który zagrywał do Cebrzyńskiego. Na szczęście ten ostatni nie zdołał opanować piłki.
Bez wątpienia był to najtrudniejszy z dotychczasowych meczy Andrespolii. Na postawę zespołu na pewno wpłynęła duża absencja ale dzięki walce i woli zwycięstwa trzy punkty zostały w Wiśniowej Górze. Jednak trzeba przyznać, że piłkarze z Konstantynowa napędzili nam stracha.